czwartek, 29 sierpnia 2013

Blue Jasmine: tak, tak, TAK!


Jeśli czytacie bloga trochę dłużej, to wiecie już na pewno, że uwielbiam Woody'ego Allena. Jednak z niemalże czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie jestem zupełnie bezkrytyczna wobec mojego Mistrza. Zdarza się (choć rzadko), że jakiś jego film nie do końca przypada mi do gustu. Tak było np. z O północy w Paryżu. Dlatego też, w moim skromnym mniemaniu, w kwestii filmów Woody'ego można na moim zdaniu polegać ;-). A ja mówię Wam: idźcie do kina! 

Są ku temu co najmniej trzy powody:

1. Cate Blanchett
Blue Jasmine to właściwie jej film. Choć opisuje historię dwóch sióstr - Jasmine i Ginger, a grająca Ginger Sally Hawkins (znana mi z jednego z najdziwniejszych filmów świata Happy-Go-Lucky) również poradziła sobie bardzo dobrze, to jednak przy Cate wszyscy aktorzy po prostu bledną. Bledną też dobrze grający Alec Bladwin i Bobby Cannavale. I koniec :-D. Tytułową rolę żyjącej przeszłością i ułudą Jasmine, Blanchett zagrała fantastycznie. Patrzenie na nią jest czystą przyjemnością, zwłaszcza że Cate jest naprawdę piękną kobietą i wyjątkowo przyjemnie się na nią patrzy :-). A Allen po raz kolejny udowadnia, że potrafi wydobyć z aktorek ich największe, wewnętrzne skarby. 



2. Nareszcie coś innego
Zauważyłam, że Allen kręci filmy, które można z grubsza zakwalifikować do kilku typów. Szalone komedie (np. Miłość i śmierć), lekkie i inteligentne psychologiczne-komedie o relacjach damsko-męskich (Annie Hall i wszystko, co potem nastąpiło), nostalgiczne, surrealistyczne obrazy (Purpurowa róża z Kairu, O północy w Paryżu) i dzieła, które choć nie pozbawione ironii i lekkości, podchodzą bardziej pod dramat, niż pod komedię. I do tej właśnie ostatniej grupy należy Blue Jasmine. Co jest moim zdaniem niezwykle pozytywne, bo Woody w ostatnich latach odszedł od kręcenia poważniejszych rzeczy. Nadto osoby, które śledzą jego twórczość od niedawna, mają szansę na poznanie szerszego repertuaru Allena. Nie jest to może rodzaj filmów dla każdego - spotkałam się z zarzutami, że jest przegadany, nudnawy. Ale ja właśnie uwielbiam to przegadanie, te neurotyczne, zestresowane postacie. Kocham ich rozterki i problemy. 



3. Szpileczki
Czym są szpileczki, zapytacie? Już tłumaczę :-). Blue Jasmine nie jest komedią. To dramat, tak jest opisywany i nie da się go inaczej sklasyfikować. Jednak Woody nie byłby sobą, gdyby nie wprowadzał subtelnych i delikatnych fragmentów wywołujących u widza jeśli nie śmiech, to na pewno lekki wewnętrzny chichot. I takie momenty nazywam właśnie szpileczkami. Sprawiają, że poważna i trudna tematyka filmu nabiera lekkości, wdzięku i charakterystycznej allenowskiej szydery. 


Podsumowując, szczerze i serdecznie Wam ten film polecam (ale reklamacji nie przyjmuję, jak coś ;-P)

4 komentarze:

  1. Wyjątkowo mi nie pasują do siebie jako siostry:) dwa inne bieguny kobiecości... ale film raczej obejrzę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. to koniecznie muszę pójść :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, teraz koniecznie muszę się wybrać!

    OdpowiedzUsuń

Nie wahaj się, napisz co myślisz! Nawet nie wiesz jaką frajdę sprawi nam Twój komentarz :-).

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...